Najwyższa Izba Kontroli (NIK) – najwyższy organ kontroli w Polsce, opublikował raport na temat jakości produktów spożywczych oferowanych w kraju, prezentując katastrofalne wnioski… Polska jest pod względem jakości żywności najgorszym krajem w całej Unii Europejskiej. Co więcej, źródła tej sytuacji mają charakter strukturalny i jej poprawa będzie długotrwała i wymagająca wielu systematycznych zmian w obszarze kontrolingu branży spożywczej oraz produktów jakie trafiają na półki polskich sklepów.
Dane na temat szkodliwych produktów spożywczych są zbierane są w RASFF – systemie Wczesnego Ostrzegania o Niebezpiecznej Żywności i Paszach, który umożliwia wymianę informacji pomiędzy organami kontroli urzędowej kontroli w Europie. Jeśli chodzi o Polskę, trend jest rosnący – w 2017 r. wpłynęło do niego 87 zawiadomień o niebezpiecznej żywności, w 2018 r. 131, w 2019 203, a w 2020 r. rekordowe 273 przypadki. Dla porównania, na drugim miejscu znaleźli się Francuzi z wynikiem 153 zgłoszeń, a na trzecim Holendrzy z wynikiem 125. Równocześnie zgłoszenia o szkodliwej żywności z Polski stanowią aż 13% przypadków z całego świata.
Równocześnie szwankuje kontrola produktów importowanych spoza UE oraz brakuje zasobów ludzkich do oceny jakości suplementów diety, których udział rynkowy w Polsce rokrocznie rośnie. Aby ukazać skalę problemu, NIK informuje że w latach 2014-2016 nie podjęto nawet próby sprawdzenia składu aż połowy z sześciu tysięcy nowych suplementów diety dostępnych na rynku. Katastrofalnej sytuacji dopełnia fakt, że Polska zajmuje drugie miejsce w Europie pod względem użycia w hodowli zwierząt najsilniejszych antybiotyków stosowanych w leczeniu chorób u ludzi, co również przekłada się na szkodliwość oferowanych produktów mięsnych.
Powody aktualnej sytuacji są bardzo prozaiczne, a zarazem trudne do rozwiązania. Pierwszy to olbrzymie braki kadrowe. Wynagrodzenia kontrolerów żywności w Polsce stoją na żenująco niskim poziomie i wynoszą ok. 2350 PLN netto (3000,00 PLN brutto) co przekłada się na ok. 500 EUR miesięcznie [SIC!]. Doświadczeni kontrolerzy odchodzą z pracy, a nowo zatrudnieni – o ile są skłonni zdecydować się na pracę na takich warunkach finansowych, nie posiadają odpowiednio wysokich kompetencji aby skutecznie walczyć z patologiami rynku spożywczego w Polsce.
W konsekwencji, na stanowiska merytoryczne zatrudniane są osoby z wykształceniem pokrewnym (np. zootechnik, technolog żywności, agronom), ale również z wykształceniem całkowicie odmiennym. W rezultacie w latach 2014 – 2016 r. Inspekcja Weterynaryjna w zasadzie nie pełniła żadnego nadzoru nad ubojem zwierząt gospodarskich, a nadzór nad transportem własnych zwierząt przez rolników sprawowała jedynie marginalnie. Brakuje też specjalistów do kontroli i wykrywania mikroplastików.
Nadzór nad ubojem zwierząt jest niedostateczny, na co wpływ mają problemy kadrowe w organach kontrolnych. Niesprawny jest też system kontroli sprzedaży internetowej. To tylko niektóre przyczyny tego, że system kontroli bezpieczeństwa żywności w Polsce pozostawia wiele do życzenia.
Źródło: NIK
Kolejna kwestia to wzajemnie nakładające się kompetencje i brak współpracy między organami kontrolnymi. Mimo, że kompetencje są podzielone między inspekcjami, to często wzajemnie nakładają się na siebie i nie zawsze są w pełni czytelne.
Struktura kontroli jest nieprzejrzysta, bo regulowana jest wieloma aktami prawnymi, tworzonymi w różnym czasie i wydawanymi w związku z realizacją różnych celów i zadań, wśród których ochrona bezpieczeństwa żywności lub jakości żywności jest w większości przypadków tylko jednym z wielu obowiązków poszczególnych inspekcji. Do określenia kompetencji i relacji pomiędzy organami stosowana jest zróżnicowana terminologia.
Dodatkowe utrudnienia w funkcjonowaniu urzędowej kontroli żywności wynikają także z niejasnego podziału kompetencji. Jak ustaliła Najwyższa Izba Kontroli, Inspekcja Weterynaryjna i Państwowa Inspekcja Sanitarna nie przekazywały między sobą informacji o przypadkach nielegalnie prowadzonej produkcji artykułów żywnościowych.
Źródło: NIK
Ostatnim powodem są braki w wyposażeniu organów kontroli i wynikająca z tego, ograniczona zdolność do sprawnego przeprowadzania badań żywności. Przykładowo, do badania pozostałości środków ochrony roślin w żywności pobrano w Polsce 5,8 próbek na 100 tys. mieszkańców, podczas gdy w pozostałych krajach UE średnia w tym zakresie wyniosła 16,4 próbek. Braki sprzętowe spowodowały także długie czasy oczekiwania na przeprowadzanie badań, w konsekwencji czego, w przypadku produktów z krótkim terminem przydatności do spożycia, gdy stwierdzano jakieś nieprawidłowości okazywało się, że… zostały już sprzedane.
Aby naprawić ten stan rzeczy, niezbędna jest gruntowna reforma systemu kontroli żywności w Polsce oraz zwiększenie środków finansowych na poprawę sytuacji kadrowej i sprzętowej. Niestety w obecnej sytuacji, gdzie cała uwaga rządu jest skierowana przede wszystkim na walkę z pandemią COVID-19, wydaje się, że ten problem jest i nadal będzie marginalizowany. Dodatkowo sprzyja temu fakt, że mało osób w Polsce jest świadoma stanu rzeczy i codziennie jest narażona na kontakt z żywnością, która nigdy nie powinna być dopuszczona do sprzedaży.
Źródło: www.nik.gov.pl
Zdjęcie: www.pixabay.com